Ciocia
Wikipedia podaje, że reprywatyzacja to „proces polegający na zwrocie uprzednim
właścicielom (ich następcom prawnym) mienia przejętego przez państwo w drodze
nacjonalizacji lub wywłaszczenia [1]”. Czym byłaby zatem „reprywatyzacja
uczuciowa”? Wobec przywołanej powyżej definicji powinniśmy ją określić jako
oddanie danemu człowiekowi należących do niego emocji, które niegdyś stracił za
sprawą działania określonych instytucji lub osób. Można powiedzieć, że potrzeba
ich odzyskania łączy bohaterów spektaklu pt. #nadorosłego: choć są
różni, każdy z nich tęskni za tym, co dawniej nosił w swoim sercu. Tylko czy
aby na pewno ktoś coś komuś wziął?
Mamy rok 2006. TVP1 emituje pierwszy sezon serialu
Ranczo, Andrzej Lepper zostaje wicepremierem, Polskę po raz pierwszy (i,
jak się później okazuje, ostatni) odwiedza Benedykt XVI, do kin trafiają filmy Wszyscy
jesteśmy Chrystusami oraz Plac Zbawiciela, a TVN-owski festiwal w
Sopocie oferuje dla każdego coś miłego – głusi nucą wraz z Gosią Andrzejewicz
przebój Pozwól żyć, zaś koneserzy dobrej muzyki są zachwyceni występami
Katie Melua oraz Eltona Johna, który podczas swojego koncertu zarzuca Polakom
homofobię. Słowem: jest grubo… Dla uczęszczających ówcześnie do liceum Joanny i
Pawła to wszystko nie ma jednak większego znaczenia, albowiem właśnie
przeżywają uczucie znane im dotychczas wyłącznie z komedii romantycznych.
Mijają lata, a dalszy ciąg historii tejże pary okazuje się być schematyczny aż
do bólu – wzięcie kredytu mieszkaniowego, zakup własnego lokum i rosnąca wprost
proporcjonalnie do stopy procentowej pożyczki frustracja… Frustracja powodowana
tak samo wdepnięciem w zobowiązanie finansowe na całe życie, jak również irytującym
charakterem drugiej połówki, która już dawno przestała być sympatycznym człowiekiem sprzed nieco ponad dekady. Bohaterowie zaczynają się więc toczyć po
równi pochyłej swojej miłości. Poznajemy ich w momencie, gdy spadają z niej z
hukiem wprost do stóp widowni. „Podjęliśmy decyzję o rozstaniu” – komunikują zebranym
niemal na dzień dobry. Sprawy wydają się zatem przesądzone, zwłaszcza, że
Joanna i Paweł są już w nowych związkach: kobieta chce teraz ułożyć sobie życie
z zakręconym na punkcie weganizmu i dbającym o formę Frankiem, zaś mężczyzna
jest zafascynowany miłośniczką kultury Azji, Zuzą. Ciężko jednak pójść swoją
drogą, kiedy zostało się połączonymi więzami trwalszymi od tych, którymi Bóg
scala ludzi podczas ślubu kościelnego, choć nie są one dziełem żadnej siły
wyższej. O ich istnieniu co jakiś czas przypomina im pewien bankster, życzący
naszej dwójce wielu pięknych… rat…
Osobom, które obejrzenie spektaklu mają
dopiero przed sobą (i które z pewnością dominują wśród czytelników niniejszego
tekstu) powyższe frazy prawdopodobnie układają się w iście przygnębiający
wywód. Pamiętajmy zatem, że moja wypowiedź dotyczy pełnej uroku komedii
muzycznej. Mimo dotykania przez nią trudnych tematów nie ma tu więc mowy o kolejnym
wpędzaniu odbiorców w depresję. Zamiast tego oswajamy problemy, które być może
są lub wkrótce będą bezpośrednim udziałem wielu z nas, a także łatwiej
znajdujemy odpowiedzi na co najmniej kilka, wręcz odwiecznych, pytań. Kto bowiem przynajmniej raz nie rozważał, czym tak naprawdę jest dzisiaj
dorosłość, czy kłopoty doświadczane po jej przekroczeniu to efekt trudnego
charakteru obecnych czasów, czy może nieprzygotowania współczesnych
20-30-latków do walki z tym, co niesie ze sobą prawdziwa dojrzałość
oraz na ile więzi międzyludzkie wciąż oparte są na szczerych uczuciach, a na
ile ich fundamentami stały się wspólne zobowiązania finansowe?
Tyle o treści. Pora
na kilka słów o formie, która bez wątpienia pozytywnie zaskoczy również osoby
doskonale obeznane z działalnością „Potem-o-tem”, a tym samym przyzwyczajone do
niekonwencjonalności przedsięwzięć grupy, będącej w stanie zorganizować przedstawienie
teatralne chyba nawet w budce telefonicznej lub puszcze po konserwie
turystycznej. Przestrzeń akcji #nadorosłego jest co prawda większa,
jednak jej dokładna lokalizacja pozostaje nam nieznana aż do chwili zakupu
biletu. Nie oczekujcie zatem, że w tym momencie zdradzę Wam ową tajemnicę. Złamanie
deklaracji poufności, którą obligujemy się wypełnić wyrażając chęć bycia
uczestnikiem wydarzenia i tak niewiele by zresztą zmieniło, albowiem dostanie
się do odpowiedniego budynku warunkuje nie tylko znajomość jego adresu, lecz
również specjalnego hasła. Czy to już wszystko? Bynajmniej. Aby móc zasiąść na
widowni i obserwować, jak bohaterowie próbują wyjść z metaforycznego labiryntu,
do którego trafili, sami również musimy go pokonać, tylko że już w jak
najbardziej dosłownym sensie. Bez wsparcia kogoś z teatralnej ekipy – mission:
impossible…
Kończąc, pozwolę sobie na całkowicie prywatną (dla wielu pewnie
skandaliczną) refleksję. Teatralna grupa już po raz drugi dokonała czegoś, co
nie udało się twórcom takich hitów, jak chociażby La La Land, Mamma
Mia czy Narodziny gwiazdy: stworzyła musical niebudzący we mnie
poirytowania. Jak to uczynili – Bóg jeden raczy wiedzieć. Nie mam również
pojęcia, jaki stosunek do telewizyjnych programów rozrywkowych mają członkowie
teatralnego teamu, ale ich szerokie umiejętności aktorsko-wokalne sprawiają, że
coraz częściej wyobrażam ich sobie jako uczestników show Polsatu Twoja twarz
brzmi znajomo. Największą radość przeżywałbym jednak, gdyby Agata Różycka, Filip
Kosior oraz inni artyści „Potem-o-tem” podzielili los swojej koleżanki z
zespołu, Elizy Rycembel, o której już wkrótce, dzięki filmowi Boże ciało
(kto nie widział, ten trąba) może być równie głośno, co o Joannie Kulig.
K.
Przypisy:
Wyświetl komentarze